"Top Gun: Maverick". Tom Cruise stworzył szkołę pilotów dla aktorów. Musieli się wykazać
Jak Tom Cruise wyszkolił nowych aktorów "Top Gun: Maverick" na asów powietrznych? Współpracował z koordynatorem sekwencji lotniczych Kevinem LaRosą, aby uchwycić to, co graniczy z cudem. Udało się!
Kiedy skompletowana obsada aktorska jest już gotowa, aby w sensie dosłownym wznieść swoją sztukę na wyższy poziom, trzeba znaleźć ludzi, którzy sprostają takim ambitnym założeniom i staną na wysokości zadania. Ludzi, którzy charakteryzują się żelazną wolą i dążeniem do doskonałości. Innymi słowy: ludzi takich jak Kevin LaRosa.
Jak mówi on sam: - Wszystko, co zrobiłem w swojej karierze, każdy etap mojej edukacji i praktyki zawodowej, każdy samolot, którym nauczyłem się latać, wszystko to było częścią celu, jaki postawiłem sobie w życiu. Tym celem było zostanie najlepszym koordynatorem lotniczym i pilotem kaskaderskim w branży filmowej. To moja zawodowa misja.
LaRosa jest reprezentantem trzeciego już pokolenia pilotów i - jak sam deklaruje - synem "idealnego faceta, którego mógłby sobie wymarzyć na ojca". Nie ma w tym przesady. Kevin LaRosa Senior (stąd rozpowszechniony w ekipie filmowej pseudonim Kevina LaRosy Juniora określanego jako "K2" – Kevin Drugi) jest legendą lotnictwa filmowego. W swojej karierze wykonał niezliczone loty kaskaderskie i koordynował w powietrzu setki ekranowych przebojów, zaczynając od serialu "Airwolf", a na "Avengersach" kończąc.
Ale "K2" to nie jest jedyny pseudonim LaRosy Juniora. Jako koordynator i czołowy operator sekwencji powietrznych w filmie "Top Gun: Maverick", podobnie jak jego ojciec, przesunął granice fotografii lotniczej w obszary wcześniej nieznane.
- Na planie zyskałem miano jokera, ponieważ stale wyciągałem jakąś nową kartę z rękawa i to na długo po tym, jak asystenci reżysera ukończyli i rozesłali harmonogramy zdjęć. Stale przychodziły mi do głowy nowe, lepsze rozwiązania, a ja czułem, że dla dobra filmu muszę je przeforsować - opowiadał.
Na planie filmowym czas jest zawsze tym towarem, który jest najbardziej cenny. - W przypadku naszego filmu, każda minuta, a nawet sekunda miała krytyczne znaczenie - mówił LaRosa.
- Staraliśmy się kręcić zdjęcia w czasie dwóch pierwszych i dwóch ostatnich godzin dnia, kiedy słońce jest nisko nad horyzontem, a cienie są miękkie i rozciągnięte. To daje niesamowity kontrast i jedyne w swoim rodzaju, dynamiczne światło. Joe (Kosinski, reżyser - przyp. red.) i Claudio (Miranda, autor zdjęć- przyp. red.) uwielbiają efekt naturalnego podświetlania, co wiązało się z tym, że chcąc wykorzystać najlepsze, naturalne światło mieliśmy ograniczoną część dnia - poranki i wieczory. Zwykle bardzo intensywne były początek i końcówka dnia, środek zaś wykorzystywaliśmy na odprawy, podsumowywania i przegląd nakręconego materiału - tłumaczy LaRosa.
- W filmie jest wiele ujęć, w których akcja rozgrywa się na tle zachodzącego słońca. Wymagało to precyzyjnego planowania, żeby móc znaleźć się we właściwym miejscu o właściwej porze. Niepowtarzalny reżyserski styl Joe'go wiąże się z uchwyceniem idealnego ujęcia. Biorąc pod uwagę, że duża część akcji dzieje się powietrzu i prezentuje jedyne w swoim rodzaju akrobacje, cała choreografia daje oszałamiające wrażenie podniebnego baletu - mówi
LaRosa Jr sprowadził na plan filmowy swojego cieszącego się statusem legendy ojca, który znalazł miejsce w teamie pilotów kaskaderskich. Tym ujęciom syn poświęcił wyjątkowo dużo uwagi, koordynując je z precyzją chirurgicznego skalpela.
Jak mówił:
- Mając do czynienia z filmem, który jak żaden przed nim przesuwa granice kinematografii lotniczej i na nowo definiuje pracę kamer w przestrzeni podniebnej, nie mieliśmy miejsca na błędy. Kluczowe jest przewidywanie tego, co może się wydarzyć, włączając w to sytuacje niezwykle ryzykowne. Naturalnie, kiedy filmuje się statki powietrzne, które lecą z prędkością przekraczającą 200 m na sekundę, w trudnym, nieprzewidywalnym terenie nie można zdać się na przypadek. Tutaj wszystko musi być wyreżyserowane co do milimetra. Odbyliśmy na ten temat wiele rozmów i jeśli chodzi o bezpieczeństwo przy kręceniu zdjęć, nie było mowy o tym, że idziemy na żywioł. Wszystkie loty i towarzyszące im manewry były precyzyjnie skoordynowane.
Maverick
Przy realizacji tego rodzaju produkcji bardzo pomocne jest, jeśli główny aktor wie, co nieco o samym lataniu. A do tego sam ma skłonność do przekraczania fizycznych granic, idąc w kierunku realizowania zadań graniczących z cudem. LaRosa, nieskrywany fan "Top Gun", po raz pierwszy miał okazję pracować z Tomem Cruise'em w 2006 r. na planie "Mission: Impossible III" w reżyserii J.J. Abramsa.
Tak to wspominał po latach:
- Moja rola ograniczała się wtedy bardziej do działań pomocniczych w dziale pracującym nad sekwencjami lotniczymi. Od tego czasu moje widzenie Toma jako aktora i jego wizerunek w mojej głowie w zasadzie się nie zmieniły. Nadal postrzegam go jako światowej klasy artystę, który w swojej pracy jest maksymalistą. Za wszelką cenę stara się stworzyć możliwie najlepszy efekt końcowy. W naszym przypadku chodziło o uchwycenie najbardziej dynamicznych i zachwycających wizualnie sekwencji. Tak było, kiedy spotkałam go po raz pierwszy, podobnie jest teraz.
Nie ma wątpliwości, że "Top Gun" zajmuje szczególne miejsce w sercu Cruise'a. Sam pomysł na kontynuację historii Mavericka od lat stanowił dla aktora temat otwarty. Potrzebował tylko pewnego rodzaju przynęty, haczyka, który sprawi, że ten projekt będzie czymś wyjątkowym.
- Pamiętam, że wiele lat temu rozmawiałem z Tomem - wspominał LaRosa - mówił o kolejnej części "Top Gun". Zaproponował: "Kevin, zróbmy to". A kiedy Tom mówi, że coś zrobi, to to robi. Pamiętam, padły wtedy słowa, które głęboko zapadły mi w pamięć. Stwierdził: "słuchaj, musimy to zrobić, ale tak na 100 proc. Dla 'Top Gun' wszystko musi być na 100 proc. Nie przejdzie nic, co trąci fałszem lub podróbką". Znając Toma, nie miałem wątpliwości, że będzie to oznaczało kręcenie zdjęć w realu. Że zrobimy to z petardą – na 100 proc. To był miód na moje serce. Bo dla mnie, tak jak dla Toma, moja praca to moje życie i pasja. Uwielbiam to - biorę na warsztat storyboardy i pomysły zespołu produkcyjnego, a potem planuję, zmieniam, buduję i przerabiam materiał, który ostatecznie daje produkt światowej klasy – zdjęcia żeglujące w przestworzach, które sprawiają, że można poczuć, jak faktycznie jest tam, na górze.
Dla LaRosy urzeczywistnienie takich pomysłów zwykle wiąże się z opracowaniem zupełnie nowej technologii filmowej (więcej o tym w niżej) i wykonaniem zdjęć lotniczych, o których nikomu się nie śniło.
Ale pomijając warstwę techniczną, on sam nie ma wątpliwości, co jest prawdziwą tajną bronią "Top Gun: Maverick", jeśli chodzi o kręcenie zdjęć myśliwców mknących z zawrotną prędkością na wysokości ponad 9 km nad ziemią. To Tom Cruise.
- Nigdy nie widziałem, aby ktoś robił to, do czego zdolny jest Tom Cruise - LaRosa z zachwytem komentował efekt, który udało się osiągnąć w filmie. - Po pierwsze, Tom jest niesamowitym aktorem. Po drugie, jest bardzo utalentowanym, wysokiej klasy pilotem. Jego awiacyjne umiejętności są niewiarygodne - potrafi kierować odrzutowcem, helikopterem i samolotem! Imponuje mi, że kiedy postawi sobie coś za cel, robi to metodycznie i wytrwale. Chodzi mi o jego sposób prowadzenia treningu, budowanie pamięci mięśniowej, dotarcie do miejsca, w którym latanie staje się drugą naturą. Niezależnie od tego czy leci F-18, czy Mustangiem P-51, robi to naturalnie i z precyzją, jakby robił to całe życie. Tom to urodzony lotnik. Czuć, że kiedy kieruje maszyną, nie wkłada w to jakiegoś nadludzkiego wysiłku, tylko stapia się z nią w jedno. Tam, w górze robi to, co kocha. Myślę, że właśnie to jest jego sekret. On po prostu jest całym sobą w scenach podniebnych - dlatego daje to tak niesamowity efekt.
Odrzutowiec
Co ciekawe, biorąc pod uwagę skalę wyzwania, Kevin LaRosa wymyślił, w jaki sposób będzie kręcić zdjęcia do "Top Gun: Maverick", znajdując się w pozycji leżącej.
- Wpadłem na pomysł z kamerą L-39 Jet, będąc w łóżku. Użyłem swojego laptopa, aby wkleić zdjęcie stabilizatora obrotowego obrazu kamery Shotover F1 z przodu samolotu odrzutowego L-39, a następnie zwróciłem się do mojej żony Rachel i powiedziałem: "muszę to zbudować!". Próbując zasnąć, Rachel nie bardzo była zainteresowana moimi wykonanymi naprędce szkicami, ale była pierwszą osobą na świecie, która miała przedsmak rozwiązania, które ostatecznie stało się Cinejetem.
Podobnie jak jego ojciec wcześniej - LaRosa senior zmodyfikował i zastosował swój własny hybrydowy wynalazek przy filmie "Pearl Harbor" - koncepcja LaRosy Juniora nabrała przyspieszenia, a jej skonstruowanie z pomocą współpracowników z Helinet Aviation i Randy Howell zajęło zaledwie dziewięć miesięcy.
- Wiedziałem, że muszę stworzyć coś specjalnego, aby nakręcić te niesamowite sekwencje - wspominał LaRosa. - Po prostu nie mieliśmy innego wyjścia. Nie było urządzenia, które mogłoby zostać użyte do uchwycenia walk powietrznych na wysokości i oddać przy tym niesamowitą energię tego obrazu.
Cinejet to zmodyfikowany L-39 Albatros, popularny czechosłowacki lekki samolot szturmowy i popularny samolot szkoleniowy, często używany przez LaRosę na potrzeby filmu. Z kamerą przytwierdzoną na dziobie, stabilizator obrotowego obrazu kamery ma niezrównane pole widzenia (ze względu na fakt, że skrzydło L-39 jest umiejscowione daleko z tyłu,).
- Może kierować się w górę, sięgać bardzo daleko w lewo i prawo, pionowo w dół, a nawet pod podwozie L-39, rejestrując obraz ścigających go samolotów - tłumaczył LaRosa.
- Na planie mieliśmy oczywiście do dyspozycji samoloty wyposażone w wiele kamer, w rodzaju wysoce zmodyfikowanego odrzutowca biznesowego Phenom 300, jak również helikopter z zamontowanymi różnymi wersjami stabilizatora obrotowego obrazu kamery Shotover. Ale te wszystkie wymyślne kamery obrotowe są niczym, jeśli nie ma odpowiednio przeszkolonej osoby, która nimi steruje - zauważył LaRosa.
- W "Top Gun: Maverick" mogliśmy pracować z dwoma najlepszymi operatorami zdjęć powietrznych w branży, Davidem Nowellem i Michaelem FitzMauricem. Nowell jest weteranem takich legendarnych produkcji jak "Czas Apokalipsy", a poza tym "Ant-Mana i Osy". FitzMaurice z kolei kręcił sekwencje do filmów "Batman" Christophera Nolana, "Interstellar" oraz kilku innych produkcji. Tandem ten gwarantował naszemu projektowi zdjęcia najwyższej próby - opowiadał.
- Sam proces przygotowania zdjęć zaczyna się dość prosto, zanim nabierze spektakularnego rozmachu. Sekwencje choreograficzne wykonuje się przy użyciu modeli samolotów, które mają w uproszczony sposób zobrazować, jak będzie to później wyglądać w realu - tłumaczył LaRosa.
Materiał nagrany tą metodą przy użyciu małej, ręcznej kamery był wysyłany następnie do Cruise'a i Kosinskiego w celu weryfikacji. Po ostatecznym zatwierdzeniu piloci ćwiczyli układy ostatecznych sekwencji przy użyciu umieszczonych na wysięgnikach modeli samolotów.
- W ten sposób przygotowywaliśmy nasze zmysły do ostatecznego zarejestrowania ujęć. Mogliśmy je przećwiczyć i zapamiętać. Zanim wzbiliśmy się w powietrze, ostateczne choreografie weszły nam w krew do tego stopnia, że mogliśmy wykonywać je niemalże z zamkniętymi oczami - tłumaczył LaRosa.
- Ja sam nigdy nie latałem F-18 - wyznał K2 - ale dość często unosiłem się obok nich w naszym Cinejecie. No i chyba trzeba to w końcu powiedzieć: takie przeżycie niesie ze sobą ekstremalny dreszcz emocji. Kiedy siedzisz w maszynie o tak ogromnej mocy, niewiarygodnej zwrotności, a przy tym towarzyszy ci nieograniczona swoboda, z widocznością po horyzont, to wiesz, że czegoś takiego nigdy w życiu nie doświadczyłeś. Dzięki ekipie operatorów publiczność również będzie mogła zasmakować, jakie emocje towarzyszą podniebnym doznaniom.
Ekipa
LaRosa jest przekonany, że ekscytujące uczucia towarzyszące oglądaniu filmu z zapartym tchem są zasługą dwóch kluczowych ekip w "Top Gun: Maverick" - tej przed kamerami i tej za nimi.
Dla pierwszej z nich, w której znaleźli się tacy aktorzy jak Miles Teller, Glen Powell, Monica Barbaro, Lewis Pullman, Jay Ellis, Danny Ramirez i Greg Tarzan Davis oznaczało to zapisanie się do szkoły pilotów - w programie specjalnie opracowanym przez Toma Cruise’a, ich mentora na ekranie i poza nim. Dla drugiej, w której znaleźli się operatorzy kamer w sekwencjach podniebnych, Nowell i FitzMaurice, oznaczało to próbę zarejestrowania zapierających dech w piersiach ujęć lotniczych w sytuacjach graniczących z cudem.
O nich LaRosa mówił:
- To nieustraszone dusze, które podczas sterowanego przeze mnie lotu siedzą na tylnym siedzeniu, z oczami utkwionymi w obiektyw kamery, komponując najlepsze ujęcia, gdy my tymczasem podnosimy poprzeczkę, przelatując przez turbulencje z prędkością ponad 150 metrów na sekundę. Mam ogromny szacunek dla tego, co robią. To oni przekazują nam instrukcje, w jakim miejscu się ustawić i jaką pozycję przyjąć. I chociaż to ja siedzę za sterem samolotu wyposażonego w kamery, bez ich udziału nie mielibyśmy żadnego ujęcia. Każdy może pokusić się o nakręcenie obrazów lecących samolotów na tle niebieskiego nieba z perspektywy ziemi. Ale kiedy chcesz uchwycić te oszałamiające maszyny pędzące tak nisko, jak to możliwe, w jakimś urzekającym wizualnie, wymagającym terenie, trzeba mieć dobre oko, bystrość i refleks.
L-39 nie tylko umożliwił kręcenie zdjęć w plenerze, ale także pomógł w opracowaniu sześciokamerowego wysięgnika z kamerami w jakości IMAX, które pozwoliły Kosinskiemu kręcić aktorów również w kokpicie. W ten sposób powstawały sceny przedstawiające aktorów w roli wysoko wykwalifikowanych adeptów marynarki wojennej, pilotujących swoje myśliwce.
- Tom doskonale zdawał sobie sprawę, że aby osiągnąć jakość wymaganą przy tego rodzaju produkcji, młodzi aktorzy będą musieli nie zagrać, ale stać się pilotami - mówił LaRosa.
- Opracowaliśmy program, który dawał im podstawy latania i stopniowo również możliwość przejścia na bardziej zaawansowany poziom nawigacyjny. Wiązało się to z budowaniem ich odporności na przeciążenia związane z siłą grawitacji, zwiększaniem ich powietrznej zwrotności, wzmacnianiem przed ostatecznym testem stanięcia za sterami F-18. Naszym zadaniem było nie tylko doprowadzenie do sytuacji, kiedy będą mogli zasiąść w kokpicie w charakterze pilotów, ale także zmierzyć się z przeciążeniem grawitacyjnym.
Każdy z młodych adeptów sztuki lotniczej prowadził dziennik, w którym odnotowywał swoje zadania na wysokości, poczynając od lotów Cessną 172, a następnie przechodząc do Extra 300, słynnego na całym świecie wysokowyczynowego samolotu akrobatycznego.
Codziennie stopniowo poddawani byli treningowi wydolnościowemu, przygotowując ciała na coraz większy wysiłek, ponieważ ciało ludzkie podlegające przyspieszeniu, doznaje przeciążenia (w lotnictwie zastosowano na tę okoliczność oznacznik literą "G").
Pokazując to obrazowo, przeciętnie ludzkie ciało może wytrzymać przeciążenia związane z działaniem przyspieszenia podobnego do tego, które występuje przy jeździe kolejką górską – odpowiednik pięciu G. Wszystko powyżej dziewięciu G powoduje niedotlenienie mózgu, co może skutkować utratą przytomności. Aktorzy byli przygotowywani na 8 G.
Jak tłumaczył LaRosa:
- Ostatnim krokiem szkoleniowym był lot Albatrosem L-39. To ten sam samolot, na bazie którego powstał L-39 Cinejet. Okazał się on być świetną platformą treningową dla naszego młodego zespołu filmowych pilotów. Po takim doświadczeniu byli nie tylko zaznajomieni ze standardową obsługą samolotów, ale również przestrzenią powietrzną i efektami fizjologii lotniczej.
LaRosa jest dumny z pracy, którą wykonał on sam i jego zespół. Jednocześnie jest wdzięczny Cruise'owi za to, że wpadł na pomysł szkoły pilotów dla młodych aktorów.
Mówiąc o tej części ekipy, stwierdził: - Kiedy patrzyłem na tych młodych ludzi, jak siedzieli w sali odpraw, przygotowując się do swojego pierwszego filmowego lotu F-18, rosło mi serce. Czułem, że na swój sposób są już doświadczonymi pilotami, nieustraszonymi i gotowymi stawić czoła każdemu wyzwaniu.
Słuchasz podcastów? Jeśli tak, spróbuj nowej produkcji WP Kultura o filmach, netfliksach, książkach i telewizji. "Clickbait. Podcast o popkulturze" dostępny jest na Spotify oraz w aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach. A co jeśli nie słuchasz? Po prostu zacznij.